Prawda o Miłosierdziu Bożym, która gorącą falą wypływającą z Serca Jezusa ogarnia cały świat, jeszcze kilka lat temu wydawała się jedynie zamierzchłym wspomnieniem. Blask Miłosierdzia zajaśniał w Kościele na nowo poprzez znaną całemu światu Apostołkę Miłosierdzia Bożego - św. Faustynę Kowalską. Jej Dzienniczek tłumaczony i wydawany w olbrzymich nakładach niemal we wszystkich krajach świata ciągle nie traci popularności. Wraz z nim wzrasta świadomość, że Bóg pragnie okazywać wobec każdego człowieka bogactwa swego Miłosierdzia. Niewielu jednak wie, że do tej pory prawda o Miłosierdziu Bożym nie wyszłaby poza obręb zakonnej celi, gdyby nie postać ks. Michała Sopoćki, spowiednika s. Faustyny. To właśnie jemu Bóg dał rozeznać i uwierzyć, że słowa wypowiadane na spowiedzi przez nieco egzaltowaną i niedouczoną siostrę są przesłaniem, które okaże się ratunkiem dla ginącego świata. To w nim Faustyna, bezradna wobec Bożych objawień i podejrzeń sióstr, otrzymała nieocenioną pomoc. To dzięki niemu mogły się realizować Boże zamiary przerastające jej siły. Poinformowany przez przełożonych, że jego penitentka nigdy nie mija się z posłuszeństwem, upewniony co do jej zdrowia psychicznego i przejęty zgodnością tego, co mówiła Faustyna, z wypowiedziami Ojców Kościoła ks. Sopoćko staje się powiernikiem tajemnic Miłosierdzia. Siostra Faustyna nazywa go Ojcem, choć - w jakimś sensie - to ona właśnie staje się dla niego Matką. Oznajmiając mu Boże zamiary i pragnienia pociąga go do służby Bożemu Miłosierdziu, inspiruje go i niejako „rodzi" dla nowego, życiowego zadania, czyniąc z niego prekursora i propagatora kultu oraz realizatora wszystkich Bożych poleceń. Po latach ks. Sopoćko zapisze: „Są prawdy, które się zna i często o nich słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną, co do prawdy Miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, myślałem o niej na rekolekcjach, powtarzałem w modlitwach kościelnych - szczególnie w psalmach - ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy - s. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (Magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej krótko i często to powtarzała, pobudzając mnie do badania, studiowania i częstego o tej sprawie myślenia" (Dziennik M. Sopoćki, z. 2, s. 50). Proste, zakonne życie s. Faustyny nie zdradzało na zewnątrz nieustannego zjednoczenia z Bogiem oraz przekazanej Jej poprzez objawienia misji przypomnienia światu Bożego Miłosierdzia. Ksiądz Sopoćko, który jako spowiednik świętej poznał jej wnętrze, nakazuje swej penitentce pisać dzienniczek (nie byłoby więc Dzienniczka bez niego...), przynaglany przez Faustynę co do sprawy malowania obrazu znajduje malarza i wykłada własne pieniądze za pracę artysty. Sam pozuje do obrazu, słucha wskazówek Faustyny i przejęty nimi do końca życia dba o każdy szczegół wizerunku. Zaczyna pisać o Miłosierdziu Bożym. Najpierw artykuły, potem książeczki do nabożeństwa, w końcu naukowe traktaty. Przekonany o „życiodajności tego kultu" próbuje do tego dzieła pozyskać biskupów, a nawet decyduje się na podróż do Rzymu, by osobiście prosić Ojca Świętego o ustanowienie Święta Miłosierdzia. Chce założyć nowe zgromadzenie zakonne, którego - jak utrzymuje s. Faustyna - Jezus nie tylko pragnie, ale i żąda (por. Dz. 436-7). Bóg tak wkracza w przestrzeń między profesorem uniwersytetu a siostrą drugiego chóru, między naukowcem a mistyczką, że zacierają się i wyrównują różnice. Ksiądz Sopoćko zaczyna ślęczeć nad prostymi tekstami Dzienniczka, ale także głęboko w swym sercu zaczyna współgrać z Bożymi pragnieniami. Jezus mówi o nim: „Myśl jego złączona jest z myślą moją" oraz: „Nie dam mu się pomylić" (Dz. 1408). Misternie budowana duchowa przestrzeń zabarwiona Miłosierdziem zaczyna się rwać, gdy przychodzi śmierć. Jest wrzesień 1938 r. Ksiądz Sopoćko przebywa na sympozjum w Krakowie. Odwiedza Faustynę w szpitalu. Teraz on staje się zupełnie bezradny wobec Bożych planów. Jakże to tak - miał być triumf Miłosierdzia, święto, nowe zgromadzenie, udało się jedynie wymalować obraz, uwierzył we wszystko i teraz ta siostra umiera... Faustyna obiecuje, że porozmawia o wszystkim z Jezusem. Nazajutrz ks. Sopoćko odprawia Mszę św. w jej intencji, w czasie której przychodzi mu myśl, że tak jak ona nie namalowała tego obrazu, tak i nie założy zgromadzenia. Wystarczą tylko wskazówki, które zostawiła w Dzienniczku. Przychodzi znów do szpitala. Tak o tym pisze: „zapytałem, czy ma co do powiedzenia w tej sprawie, odpowiedziała, że nie potrzebuje nic mówić, bo już mnie Pan Jezus w czasie Mszy św. oświecił" (Dziennik ks. Sopoćki, z. 2, s. 45), W swoim Dzienniku ks. Sopoćko pieczołowicie zapisuje ostatnie słowa s. Faustyny - jakby przeznaczony dla siebie testament: „Mam nie ustawać w szerzeniu kultu Miłosierdzia Bożego, a w szczególności w dążeniu do ustanowienia święta w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nigdy nie mogę powiedzieć, że uczyniłem dosyć. Choćby się spiętrzyły największe trudności, choćby się zdawało, że sam Bóg tego nie chce, nie można ustawać. Gdyby nawet orzeczenie Kościoła w tej sprawie zapadło negatywnie, nie można ustawać. Głębia bowiem Miłosierdzia jest niewyczerpana i nie wystarczy życia naszego na jej wysławianie. Świat już dłużej istnieć nie będzie i Bóg chce jeszcze przed końcem jego udzielać ludziom łaski, by nikt nie mógł się wymówić na sądzie, że nie wiedział o dobroci Bożej i nie słyszał o Jego miłosierdziu" (Dziennik ks. Sopoćki, z. 2, s. 60). To on staje się więc spadkobiercą dzieła Miłosierdzia. 5 października 1938 r. Faustyna umiera. Od tego momentu rozpoczyna się proces duchowego umierania ks. Sopoćki. Niezrozumienie i prześladowanie stają się dla niego chlebem powszednim, a jednak ciągle inspiruje go świadomość Bożego wybrania. Staje się podobny do pszenicznego ziarna, które musi umrzeć, by wydać plon. W czasie wojny - zdawałoby się w najmniej stosownym czasie - rozrasta się cześć dla Bożego Miłosierdzia, ludzie spontanicznie garną się do tego kultu, szukając w nim ratunku. Spośród tych, którym ks. Sopoćko opowiada o Miłosierdziu Bożym, wyłaniają się pierwsze siostry oczekiwanego zgromadzenia. Składają prywatne śluby. Nie mają domu, nie znają Dzienniczka, wojna zabiera im to, co do tej pory stanowiło jakąkolwiek wartość, ale zaczynają - tak jak potrafią. Mają Założyciela! Wkrótce jednak tracą i to oparcie. Księdza Sopoćkę ściga gestapo, więc musi uciekać z Wilna. Znajduje schronienie Czarnym Borze, gdzie pracuje jako ogrodnik w klasztorze Sióstr Urszulanek (patrz zdjęcie). Tylko z ukrycia może widzieć - jak pisze w pierwszym z listów - „filary przyszłego zgromadzenia". Ksiądz Sopoćko pisze. W ten sposób w latach 1942-1943 powstaje zbiór listów. Drogocenny dokument dla zgromadzenia, gdyż zawiera w sobie pierwotną myśl Założyciela o charyzmacie nowej rodziny zakonnej. Te obszerne pisma (pojedynczy list zawiera około 10 stron) w oryginale, ale także w maszynopisie przechowywane są w Archiwum Zgromadzenia w Gorzowie Wielkopolskim. W książce zamieszczamy zdjęcia wybranych stron tych listów. Stanowią one nie tylko unikalny dokument tworzenia się zgromadzenia, ale ukazują podwaliny duchowości miłosierdzia i dają możliwość sięgnięcia do źródła, jakim z pewnością jest myśl powiernika tajemnic Bożych przekazywanych w konfesjonale przez świętą wizjonerkę. W roku beatyfikacji ks. Sopoćki chcemy je odkryć przed Czytelnikiem, nie jest to bowiem korespondencja prywatna, ani nawet dotycząca kwestii organizacyjnych zakonu, tylko duchowa, a tym samym może stać się pożyteczną lekturą dla wszystkich wierzących. Do dnia dzisiejszego zachowało się siedem listów. Mając na uwadze czytelność tekstu dla współczesnego odbiorcy, dokonano zmian gramatycznych i ortograficznych, które jednak nie naruszają w żaden sposób treści listów. Dla większej przejrzystości w publikacji nie znalazły się poboczne uwagi Autora odnoszące się do aktualnej dla niego rzeczywistości lub też historii. Dodano też, wynikające z treści, tytuły poszczególnych listów. Z perspektywy naszego czasu dramatyczne lata ukrycia można odczytać jako opatrznościowe zrządzenie Miłosierdzia Bożego. Dzięki nim bowiem, mimo tęsknoty i ograniczonych możliwości działania, wskazówki Apostoła Miłosierdzia Bożego, mówiące o tym, jak żyć miłosierdziem na co dzień, zostały utrwalone na piśmie. Każdy może w nich odnaleźć nadzieję i pomoc do duchowej walki ze złem, a także oparcie w Maryi Matce Miłosierdzia. Można w nich wyczytać miłość do Jezusa ukrytego w Eucharystii, a także rozpoznać Jego Miłosierdzie w sakramencie pokuty. I po prostu zaufać! Te listy-traktaty mogą pomóc współczesnemu człowiekowi, który rozpaczliwie szuka wartości, uchwycić się tego, co niezmienne i życiodajne - Bożej Miłości. Niech przesłanie tych listów rozbudzi nadzieję, zwłaszcza że ich Autor przypieczętował je swoim świętym życiem.

s. Teresa Szałkowska ZSJM

Źródło: Wprowadzenie