I znów minął rok. „Liturgiczny zegar” zaczął bić od nowa. Jego tempo wciąż nam przypomina Chrystusowe zapewnienie: „przyjdę niebawem”. Czy rzeczywiście z gorącym pragnieniem możemy powtórzyć za autorem natchnionym: „Przyjdź Panie Jezu”? Czy raczej nie jest nam bliższa postawa ciągle zabieganych ludzi, duszących w sobie obawę: „jeszcze nie teraz, później, za szybko, bo... nie zdążyłem zrealizować swoich życiowych planów, bo tak bardzo płynnie i bez zająknięcia codziennie rano i wieczorem odmawiam ”Ojcze nasz", że nie zauważyłem w tej modlitwie wypowiadanych słów: „Bądź wola Twoja”.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że co roku jest Adwent, coraz bardziej przeżywany w zachodnim, jakże komercyjnym stylu, sprowadzany coraz częściej tylko do folkloru. Lecz Jezus naprawdę przyjdzie. On nie wycofa się, nie zrazi Go nasza obojętność, często zewnętrzna forma tradycji. Jezus przychodzi nawet wtedy, gdy drzwi są zamknięte. Jego przymierze z człowiekiem jest wciąż aktualne. Pragnie, abyśmy uwielbiali Go w Jego Miłosierdziu. Daje nam Siebie- najcenniejszy Dar za darmo, gdyż nie posiadamy niczego, z czym moglibyśmy stanąć przed Bogiem na równym Jemu poziomie. Jedyne co możemy, to dzielić się Jego darem z innymi.

Jezus przychodzi pobudzając nas do otwarcia serc na potrzeby drugiego człowieka. Sam staje wśród nas jako żywe Słowo, które stało się ciałem. Staje w tym nowym roku liturgicznym z konkretnym programem: by „naśladować Jezusa w jego relacjach do bliźnich”.

Już jako maleńkie dziecko leżące w żłobie Jezus wskazuje nam na źródło wszelkiej dobrej intencji w relacji do drugiego człowieka. Jeżeli mamy zanieść ludziom Boga, musimy Go najpierw przyjąć pod dach swojego serca, uwielbić Go, w Jezusie oddać chwałę Bogu Ojcu.

Jak naśladować Jezusa od żłóbka podpowiada Sługa Boży Ks. M. Sopoćko: „Nikt nie oddaje Bogu takiej chwały, jak Dzieciątko Jezus. Ono jedynie, jako człowiek, może oddać Bogu chwałę doskonałą, godną Niego. Nikt poza Jezusem nie przynosi ludziom pokoju, wynagradzając zniewagi wyrządzone przez grzech, ustanawiając między nimi nowy związek: Stwórca staje się przez Jezusa Ojcem, a człowiek Jego dzieckiem. Kto zachowuje prawo Boże, cieszy się pokojem wewnętrznym i oddaje chwałę Bogu. Pokój znajdujemy w porządku, a porządek płynie z praw i woli Bożej. Pokój jest ochłodą i odpoczynkiem duszy wśród walk i cierpień życia. Wola jest dobra, gdy jest prawa, pojętna, stała, zdecydowana. Wola prawa - nastawiona na dobro, pojętna - gotowa spełnić każdy wyraz woli Bożej. Stała i zdecydowana - wytrwale stojąca przy woli Bożej mimo przeszkód”.

Za jedyny cel Pana Boga w zesłaniu Syna na świat Ks. Sopoćko uważa tylko Miłosierdzie Boże, dla naszego dobra. „Jak długo żelazo pozostając w złączeniu z ogniem nie może być czarne, zimne i twarde - tak natura ludzka w połączeniu ze Słowem Przedwiecznym nie zdolna jest grzeszyć ”.

Pan Bóg zna ludzkie serca, gdyż jest naszym Stwórcą. Wyznaczył nam drogę do nieba nie łatwą, ale wąską i stromą. Ojciec wie, że ludziom potrzebny jest wzór, pociecha i zachęta do wytrwania na niej. Dlatego dał nam przykład, ale także towarzysza w naszych zmaganiach ze złem.

Jezus jest dla ludzi nie tylko wzorem świętości, ale również i jej sprawcą. Staje przed nami jak brat, prawdziwy człowiek po to, abyśmy nie mieli obaw zbliżając się do Niego, byśmy Go kochali.

Pobudza do otwierania się na potrzeby bliźniego jeszcze przed swoim narodzeniem. Niesiony pod sercem swojej Matki wnosi w dom św. Elżbiety błogosławieństwo. Pozwala się już wtedy adorować, dając natchnienie do miłosiernej postawy względem potrzebujących pomocy.

Sługa Boży Ks. Michał Sopoćko uważa, że w Betlejem Dziecię Jezus przychodząc na świat w wielkim ubóstwie ujawnia swe Miłosierdzie. Nie używa słów, lecz ukazuje autentyczne oblicze prawdy i szczęścia. Jezus mówi sobą, że zewnętrzna okazałość, bogactwo, sława, uznanie u ludzi, to kierunek przeciwny do tego, który wytyczył nam Ojciec. Stawia Siebie za wzór, daje przykład tego, co później rozwinie w publicznym nauczaniu.

Dziś także Jezus mówi do każdego z nas. Jemu słowa są niepotrzebne, by dotrzeć do serca człowieka, by natchnąć do bycia miłosiernym. Takim czasem wsłuchiwania się w Jezusa, który mówi sobą jest adoracja. Tu nie trzeba nic mówić, ale słuchać. O nic nie prosić, ale pozwolić Jezusowi działać. Na adoracji dojrzewamy do jedynej największej miłości - potrafimy coraz wyraźniej stawiać Boga na pierwszym miejscu, napełniać się Nim. Jest to bardzo ważne, gdyż droga do świętości nie polega tylko na wyrzeczeniu dla wyrzeczenia. Jeżeli umartwiamy się, czynimy to na rzecz czegoś lepszego. O tym przypominają nam także przykazania kościelne. Rezygnacja z udziału w zabawach podczas Adwentu nie wielką przyniesie nam korzyści, jeśli tego czasu nie wykorzystamy na wyciszenie się, na modlitwę. Skorzystajmy z pouczenia Ks. M. Sopoćki, który radzi: „Staraj się nie usuwać ulubionego przedmiotu nie przedstawiwszy godniejszego tematu, niż tamten. Serce nie może pozostać próżne: jeżeli mu zabierzesz świat, przedstaw Boga, przywiąż je doń miłością, inaczej natychmiast powróci do miłości uprzedniej”.

Zatem trwajmy oczekując na przyjście Króla Miłosierdzia w postawie adoracji. Przed Najświętszym Sakramentem uczmy się jak „naśladować Jezusa w jego relacjach do bliźnich”.

Żródło: Czas Miłosierdzia, nr 12(164)/2003