Skoro z Miłosierdzia Bożego usłyszę głos łaski, pójdę za jej wezwaniem i oddam się na jej usługi, jak to uczynili pierwsi uczniowie Jezusa.

Sługa Boży Ks. M. Sopoćko

Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Rozpoczynający się miesiąc dla wielu jest startem w nową rzeczywistość, zwłaszcza dla ludzi młodych. Ponieważ nikt z nas nie jest „samotną wyspą”, decyzje jednostki wpływają na refleksje całego środowiska. Wybór szkoły, zawodu, a także życiowego stanu przez kogoś z naszego otoczenia, w jednych wyzwala się zachwyt, w innych niechęć, niezadowolenie. Może budzi nostalgię za niezrealizowanym powołaniem? Jednak, czy szukając celu w swoim życiu, doradzając innym w wyborze życiowego kierunku mamy w sobie cechy „dalekowidza”? Co jest celem naszego życia? Najczęściej prawdziwą odpowiedź na to pytanie możemy odszukać w jakości naszych towarzyskich rozmów, w poruszanych tematach. Niestety, najczęściej tym, co nas tak bardzo pochłania są wartości, które Kohelet nazywa marnością. Czy na pewno najważniejsze w życiu jest, by się dobrze urządzić? Może warto zweryfikować swoją hierarchię wartości, by znaleźć czas dla tego, co najważniejsze, dla zbawienia? „Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi.” (Kol 3,3) - zachęca św. Paweł. To jest kierunek naszego życia, jedyny prawdziwy cel wszelkich zabiegów. Owszem, ważne są troski doczesne. Jednak o tyle mamy prawo o nie zabiegać, o ile nie zasłaniają nam Stwórcy. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu.

Pan Bóg nigdy z nas nie rezygnuje. Wszystko służy ku dobremu. Czy Bóg nie wie, że niejednemu z nas jest ciężko, że brak pracy, zdrowia...? Bóg nas zna. Może, gdybyśmy wszystko mieli, wszystko toczyłoby się idealnie, Bóg przestałby nas obchodzić, byłby niepotrzebny? Wtedy moglibyśmy stracić to, co jest najcenniejsze, życie wieczne.

Dlaczego ludzie wielkiej wiary, nawet w chwilach największych doświadczeń nie tracą wewnętrznego pokoju? Czy Maryi było łatwo, gdy stanęła brzemienna w niegościnnym Betlejem, a potem „miecz boleści” nie opuścił Jej aż do Golgoty? Skąd brała siłę, by nie narzekać? Ona bezwarunkowo zaufała Bogu. „Jezu, ufam Tobie” wypisane w sercu Maryi było żywo wypowiadane życiem. Jakże często wielu z nas wypowiada te same słowa, tylko czy z taką samą wiarą? Czy słowa „Jezu, ufam Tobie” mają wpływ na nasze życie, czy coś się w nas zmienia? Źródłem zawierzenia Jezusowi może być nasz osobisty kontakt z Nim. Czas Jemu poświęcony. Jeżeli, tak jak Maryja potrafimy chować wszystkie słowa Jezusa w swoim sercu, nie będzie w nim miejsca dla narzekania i lęku. „Każde słowo Boga w ogniu wypróbowane, tarczą jest dla tych, co Doń się uciekają. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za kłamcę. Proszę Cię o dwie rzeczy, nie odmów mi - proszę - nim umrę: Kłamstwo i fałsz oddalaj ode mnie, nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty nie stał się niewiernym, nie rzekł: ’A któż jest Pan?’ lub z biedy nie począł kraść i imię mego Boga znieważać” (Prz 30,7-9).

Smutne jest życie człowieka, który nie wie po co żyje, który nie potrafi spojrzeć na drogę swego życia, jak na wspaniałą przygodę u boku Boga bogatego w Miłosierdzie, który towarzyszy, który wręcz ciągnie za rękę, gdy już nie mamy siły iść, który woła: człowieku, gdzie jesteś? Ważne jest, by nie przestać wierzyć, by wciąż nasłuchiwać, co Bóg do każdego z nas z osobna mówi, by nie zatwardzać serca.

Bóg w swoim Miłosierdziu woła, szuka, jednak pozostawia wolność. Można Go zagłuszyć, iść swoją drogą, tylko dokąd....? W życiu są dwie drogi, nie ma trzeciej.

Bardzo często słowo „powołanie” potocznie kojarzy się z powołaniem kapłańskim lub zakonnym. Jednak, gdy zagłębimy się w tym słowie, dostrzeżemy coś o wiele głębszego i szerszego. Tym, który powołuje jest Bóg. On woła człowieka od początku stworzenia. Już pierwszych ludzi zawołał po imieniu. Bóg dał człowiekowi imię, każdemu inne. Tym imieniem wzywa nas codziennie, od chwili chrztu świętego. Wzywa nas zawsze do tego samego: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”

Każdego dnia Bóg idzie ku nam ze swoim Miłosierdziem. Wchodzi do świątyni naszego serca. Zniża się tak dalece, by wejść także w te zakamarki naszego życia, które przypominają dom celnika. Dostrzega nas również, gdy w pochłonięci wewnętrznymi lękami chowamy się na „wyhodowaną w sercu sykomorę dystansu do Boga”, podobnie jak ewangeliczny Zacheusz. Taką nasieniem sykomory mogą być wszelkie namiastki życiowego szczęścia. Jednak Bóg staje nawet na takiej drodze i zachęca, aby zejść i zmienić kierunek. Każdemu ofiaruje swoje błogosławieństwo, daje siebie - opromienia swoim Miłosierdziem, jak na obrazie, który kazał wymalować św. s. Faustynie.

Jezus Miłosierny emanuje pokojem. Czego od nas oczekuje? - Zaufania Mu, zejścia z drzewa swoich przyzwyczajeń, sposobów na życie, kombinacji. Oczekuje, że staniemy mocno „na nogach” i wsłuchani w Jego wolę, życiem odpowiemy: „Jezu, ufam Tobie”.

Jezus przyszedł na ziemię wypełnić wolę Ojca. Czy jestem do Niego podobny? Czy, gdyby wymalowano mój obraz, można by było go podpisać: „chrześcijanin, który zaufał Bogu”?

Człowiek, który ufa Bogu nie boi się pytać Go o Jego wolę względem siebie i konsekwentnie iść drogą swego powołania. Bóg powołuje nas każdego dnia do współpracy z Nim. Zanim podyktował przykazania, najpierw kazał słuchać: „Słuchaj Izraelu”.

Powołanie, by mogło się zrealizować, zakłada umiejętność słuchania. Bóg mówi. Jeśli tak naprawdę chcemy życie swoje pchać Jego torem, trzeba Go słuchać. Pismo św. powinno stać się codzienną „kromką chleba”, którą rozpoczynamy każdy dzień. W tym świetle trzeba nam stawiać Bogu pytanie o kierunek i sposób przejścia etapu konkretnego dnia, by wypełnić Jego wolę, by przejść przez życie zgodnie ze swoim powołaniem, by niczego pod wieczór życia nie żałować. Jeżeli wymówką jest brak czasu, to znaczy, że Słowo Boże jest dla nas tylko martwą literą napisaną tysiące lat temu na kartach Pisma Świętego, że nie stanowi już dla nas żadnej wartości.

Zatem, czy jestem tak naprawdę wierzący, czy tylko pobożny? Kim jest dla mnie, dla ciebie Bóg? Jakim imieniem Go przyzywasz? Uwierzyć Bogu, zaufać Mu, to dopasować każdy dzień do Jego woli. Tak czynili święci. Sługa Boży Ks. Michał Sopoćko uważa, że na powołanie Boga można odpowiedzieć tylko na bazie osobowej relacji z Jezusem. „Poznanie Zbawiciela zniewala każdego, by Mu bezgranicznie zaufać, prawdziwie pokochać i za Nim postępować.” Boimy się Go usłyszeć, bo Jego słowo nie zawsze zgadza się z naszym pomysłem na życie. Zatem, czy możemy nazywać się Jego uczniami, czcicielami Jego Miłosierdzia?

Jeśli chcemy naśladować Jezusa w relacjach do bliźnich, to tylko na Jego drodze jest to w pełni możliwe, w zjednoczeniu z Nim, w zaufaniu Jezusowi. Nie można naśladować obrazu, litery. Można naśladować tylko osobę, jej cechy. Jednak, aby nie sprowadzić kontaktu z Bogiem tylko do poziomu „rozmarzonych westchnień”, aby Bóg mógł działać, należy usunąć wszelkie przeszkody - grzechy. Słowo Boże nie zna kompromisu, jest jak miecz. "Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Z powodu nich nadchodzi gniew Boży na synów buntu. I wy niegdyś tak postępowaliście, kiedyście w tym żyli. A teraz i wy odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę od ust waszych! Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył (Kol 3, 5-10).

Czy jesteś gotów usłyszeć takiego Chrystusa i pójść za Jego głosem?

Żródło: Czas Miłosierdzia, nr 9(173)/2004