Stracić życie, by je zachować. Odejść, by pozostać. Paradoksy, które nadają smak naszemu życiu, są źródłem refleksji. Listopad jest dla wielu czasem szczególnej zadumy nad życiem, nad jego sensem. Mogiła, krzyż, kwiaty, znicz, szept pacierza:" Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie..." Coraz więcej grobów. Gdzie będzie mój grób? Czy to ważne? Istotne jest raczej, w jakich okolicznościach odejdę? „Gdzie, kiedy i wśród jakich okoliczności, to zostawiam Panu Bogu, który dopomoże mi wykonać swe posłannictwo, odpowiedzieć powołaniu i zakończyć swe życie, choćby na palu krzyżowym z Chrystusem, byle w jedności z Kościołem i w łasce uświęcającej, z ufnością w nieskończone miłosierdzie Boże” - pisał Sługa Boży Ks. Michał Sopoćko.

Czy nad moim grobem ktoś się pomodli? Boże, miej miłosierdzie nad tymi, którzy odeszli, nad tymi, którzy w tej chwili odchodzą i nad tymi, którzy o tym nie myślą, miej miłosierdzie nade mną... Pomóż zwolnić tempa dzisiejszemu pokoleniu, by zdążyło się nie spóźnić na spotkanie z Tobą. Jak żyć, by życia nie stracić? Jak żyć, by nie przeminąć? Jakie ślady zostawiam? Czy po moich śladach ktoś inny trafi do Boga? Jak iść, by się nie cofać? Jak wspinać się pod górę, by nie spadać, a może trzeba co jakiś czas zsuwać się, żeby drugi raz postawić bardziej zdecydowany krok, by nie runąć ostatecznie? Jak odchodzić, by nie bać się odejść na zawsze do wieczności, by dostąpić obietnicy i zamieszkać w domu Ojca? Jak odejść od siebie, od swoich nawyków, przyzwyczajeń, by coraz bardziej być na wzór Jezusa, by nie aplikować cnót, ale wszczepiać w siebie Jego styl życia, żyć tak jak On.

Mijający miesiąc można zamknąć dwoma klamrami: Uroczystością Wszystkich Świętych i Uroczystością Chrystusa Króla Wszechświata. Te dwie tajemnice, które się tak bardzo uzupełniają, stanowią sedno naszego życia. „Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości” - powie św. Jan od Krzyża. „O dniu jasny i piękny, w którym się spełnią wszystkie życzenia moje - zapisała w Dzienniczku św. Faustyna - o dniu upragniony, który będziesz ostatnim w życiu moim. Cieszę się tym ostatnim rysem, który mój Boski Artysta położy na duszy mojej, który nada odrębną piękność duszy mojej, która mnie odróżniać będzie od piękności dusz innych. O dniu wielki, w którym utwierdzi się miłość Boska we mnie. W tym dniu po raz pierwszy wyśpiewam przed niebem i ziemią pieśń niezgłębionego miłosierdzia Pańskiego. Jest to dzieło i posłannictwo moje, które mi Pan przeznaczył od założenia świata. Aby śpiew mej duszy miły był Trójcy Przenajświętszej, kieruj i urabiaj Sam duszę moją, o Duchu Boży. Uzbrajam się w cierpliwość i czekam na przyjście Twoje, Miłosierny Boże, a straszne boleści i lęk konania - w tym momencie więcej niż kiedy indziej ufam w przepaść miłosierdzia Twojego i przypominam Ci Miłosierny Jezu, słodki Zbawicielu, wszystkie obietnice Twoje, któreś mi przyobiecał” (Dz. 825).

Promienny Chryste, który nie znasz zmierzchu, udziel nam łaski gotowości na spotkanie z Tobą. Naucz codziennego odchodzenia od siebie, by to ostateczne odejście było radosnym początkiem nowego życia. Otwórz nasze oczy serca, byśmy z ufnością patrzyli w Twoje oblicze, by myśl o śmierci nie była źródłem lęku, rozpaczy. Wyzwól w nas wiarę w zmartwychwstanie. Uzdolnij do gromadzenia w sercu skarbów, które będą się liczyły w Twoich oczach, których nie będzie można sprowadzić tylko do pięknie brzmiącej listy tytułów na płycie nagrobka. Jezu, miej miłosierdzie..., by nie stanąć przed Tobą z pustym sercem, by odchodząc niczego nie żałować. „O słońce Boskiego miłosierdzia, oświecaj mnie i ogrzewaj na każdy dzień życia mego, by światłość łaski Twojej nigdy nie znikła z mej duszy! Zachowaj mnie od wszelkich dróg i spraw ciemności. A gdy nadejdzie chwila mojej agonii, bądź mi Sędzią miłosiernym i wprowadź do światłości wiekuistej”. Tak modlił się Sługa Boży Ks. Michał i takiej postawy potrzeba każdemu z nas. Po zmartwychwstaniu można już tylko dziękować.

Żródło: W Służbie Miłosierdzia, nr 2/2004, s. 9