Ksiądz Michał Sopoćko już za życia na ziemi rozbudził zainteresowanie swoją osobą: tym, co czynił i tym, co mówił. Jedni słuchali go uważnie i starali się iść za jego wskazaniami, inni odnosili się krytycznie do jego nauk, a jeszcze inni go zwalczali. Po śmierci natomiast zainteresowanie stopniowo zamieniało się w cześć. Kultywowały ją przede wszystkim siostry ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego oraz panie z Instytutu Bożego Miłosierdzia – wspólnoty powstałe z inspiracji Sługi Bożego. Także wielu świeckich w kraju i za granicą żyło nauką głoszoną przez ks. Michała. Do ugruntowania kultu Bożego Miłosierdzia i uhonorowania zasług ks. Sopoćki przyczynili się wydatnie rządcy (archi)diecezji (w Białymstoku) białostockiej (arcy)biskupi H. Gulbinowicz i E. Kisiel. Książka Ksiądz Michał Sopoćko profesor, wychowawca i ojciec duchowy alumnów i kapłanów (…) ogarnia odcinek, który w życiu ks. Michała zajmował poczesne miejsce i pokazuje jak temat Miłosierdzia Bożego w działalności ks. Sopoćki dochodził do głosu w sposób teoretyczny i praktyczny. Był to temat powiązany z całym kapłańskim życiem Błogosławionego, a nie tylko z jego teoretycznymi wykładami. Z książki wynika, że ks. Sopoćko był zawsze nauczycielem i wychowawcą wobec kleryków i księży. Wiedzę teologiczną łączył z umiejętnościami pedagogicznymi, katechetycznymi i homiletycznymi. (…) Fenomen świętości przejawia się i w tym, że niezwykłość występuje w zwyczajny sposób. Stąd zwykle się jej nie zauważa. Kandydaci na ołtarze przez to idą jakby pod prąd. Najpierw o nich się powątpiewa, potem się ich zwalcza, wreszcie kamienuje lub krzyżuje. Nawet Chrystus szedł tą drogą. Wszystko radykalnie zmieniło się po śmierci. Jeżeli w życiu ziemskim człowiek był prawdziwie święty, po śmierci zmartwychwstaje w oczach otaczających go ludzi. Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Święci czekają na zmartwychwstanie w dniu ostatecznym. W odbiorze świadków ich życia już są uznawani za żyjących życiem wiecznym. W dniu pogrzebu Jana Pawła II na Placu św. Piotra pojawił się transparent z napisem «santo subito». Był on wyrazem przekonania o świętości papieża. Uwarunkowania te są także udziałem ks. Michała. (…) Osobiście mam radość, że byłem uczniem ks. Sopoćki. Spotkałem go w 1958 r. na egzaminie wstępnym z łaciny do Seminarium Duchownego w Białymstoku. Potem tego języka uczył mnie już ktoś inny. Ksiądz Sopoćko natomiast wykładał nam katechetykę i uczył jęz. rosyjskiego. Nie były to lekcje gramatyki. Ksiądz Sopoćko zakładał, że każdy alumn posiada już podstawy tego języka. Uczył natomiast modlitw w języku rosyjskim i kazał przyswajać na pamięć bajki Kryłowa. Tłumaczył nam przy tym, iż powinniśmy jechać na Wschód i tam głosić Ewangelię. Kiedy udałem się do Sankt Petersburga, aby w tamtejszym Seminarium prowadzić wykłady z eklezjologii i sakramentologii, wydawało mi się, iż wypełniam testament mego białostockiego profesora. Znajomość zaś bajek Kryłowa w języku rosyjskim bardzo była mi pomocna w prowadzeniu wykładów. Pamiętam również uwagi praktyczne, jakie czynił nam alumnom ks. Sopoćko: np. aby chodzić prosto, mówić wyraźnie i powoli, myć się rano do pasa zimną wodą, czytać powieści dla wzbogacenia języka. Kontaktów osobistych z ks. Michałem miałem niewiele, ale we wszystkim był wobec mnie bardzo serdeczny. Cieszę się, że mogłem brać udział jako diakon w obchodzie jubileuszu 50-lecia jego święceń kapłańskich. Bliskość ks. Sopoćki łączyła się z dystansem. Wynikało to z jego sposobu bycia: nie mówił o sobie, nie lubił się zwierzać, ukrywał przed wzrokiem ludzkim swoje wnętrze. Znacznie więcej napisał o sobie w Dzienniku. Wszystko to sprawiało, iż ks. Sopoćko był obecny jakby za zasłoną. Prawdopodobnie jego przyjaciele mieli możność przemknięcia poza zasłonę. Nam alumnom natomiast nie było to dane. Książka ks. H. Ciereszki jest jedną z takich prób, tyle że czynionych z czasowego dystansu. Dziękuję mu za to. Czytelnikom zaś życzę, by chcieli przyłączyć się do wysiłku – nazwijmy – «zdejmowania pieczęci». Jeśli im się to uda, zobaczą świat godny podziwu i zdumienia.

abp Edward Ozorowski

Źródło: Przedmowa